Unijna dyrektywa nie pozostawia złudzeń co do kierunku, w którym powinny zmierzać przepisy krajowe. Nakłada na państwa członkowskie obowiązek zapewnienia większej przejrzystości w kwestii wynagrodzeń. Pracodawcy będą musieli raportować dane dotyczące wynagrodzeń, a także uzasadniać różnice płacowe, które przekroczą kilka procent, jeśli wystąpią na tym samym poziomie stanowisk. Nowością będzie również obowiązek negocjowania warunków wynagrodzeń z przedstawicielami pracowników, co oznacza realne wzmocnienie ich pozycji.
Jednak to, co budzi największe zainteresowanie, to fakt, że zgodnie z dyrektywą dane o wynagrodzeniu mają być jawne już na etapie rekrutacji. To odejście od dotychczasowej praktyki, w której informacja o wynagrodzeniu była często pomijana w ogłoszeniach o pracę lub pojawiała się dopiero na końcowym etapie rozmów.
Poselski projekt z ograniczonym polem rażenia
Choć za implementację unijnego prawa w Polsce odpowiada Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, to pewien krok w kierunku jawności wynagrodzeń został już podjęty. Chodzi o poselski projekt ustawy złożony przez posła Koalicji Obywatelskiej Witolda Zembaczyńskiego. Co istotne, projekt powstał jeszcze przed zmianą władzy i początkowo zakładał pełną jawność – zarówno na etapie rekrutacji, jak i po zatrudnieniu.
Zgodnie z pierwotną wersją propozycji, obowiązek publikacji tzw. widełek płacowych miał obejmować ogłoszenia o pracę, co wpisywałoby się w unijne zalecenia. Jednak ze względu na naciski ze strony pracodawców projekt przeszedł korektę.
Nowy kompromis: częściowa jawność
Jak podaje Business Insider, „komisja nadzwyczajna do spraw zmian w kodyfikacjach poparła modyfikację ustawy, która stanowi teraz, że informacje o wynagrodzeniu otrzymuje jedynie osoba ubiegająca się o zatrudnienie”. Dane te mają obejmować „informacje o początkowej wysokości wynagrodzenia lub przedziale”.
Co istotne, ustawodawca wprowadza wymóg przekazywania tych danych „w postaci papierowej lub elektronicznej z odpowiednim wyprzedzeniem”. Jak głosi projekt, celem jest „zapewnienie świadomych i przejrzystych negocjacji”. W praktyce oznacza to, że kandydat do pracy powinien otrzymać informacje o zarobkach już na etapie ogłoszenia o naborze lub najpóźniej przed rozmową kwalifikacyjną.
Luki i zagrożenia dla transparentności
Choć teoretycznie zapis ten wydaje się przejrzysty, to w praktyce rodzi szereg wątpliwości. Pracodawcy – jak wskazują eksperci – najpewniej będą korzystać z drugiej opcji, czyli przekazywać dane tuż przed rozmową. Może to prowadzić do manipulacji – „kandydaci musieliby mieć ze sobą kontakt, by upewnić się, że przed rozmową kwalifikacyjną pracodawca nie będzie oferował każdemu innej oferty”. Chociaż wykrycie takich nadużyć nie jest niemożliwe, wymagałoby aktywnej postawy ze strony kandydatów oraz wzajemnej solidarności.
Przełom czy polityczna zasłona dymna?
Zwolennicy projektu podkreślają, że zmiana ma istotne znaczenie symboliczne. Przenosi ciężar informacyjny z pracownika na pracodawcę i eliminuje mechanizm, w którym „wygrywa” ten kandydat, który zgodzi się pracować za najniższą stawkę. To odwrócenie logiki rynku pracy, która przez lata premiowała brak transparentności.
Jednak sceptycy widzą w inicjatywie coś więcej niż tylko dobre intencje. Projekt nie stanowi wdrożenia unijnej dyrektywy i może zostać wykorzystany jako narzędzie osłabiające przyszłe, bardziej ambitne regulacje. „Nie byłoby zaskoczeniem, gdyby przeciwnicy jawności wykorzystywali ją później do wpływania na kształt wdrożenia dyrektywy. Mogliby argumentować, że w polskim porządku prawnym funkcjonują już tożsame z nią przepisy, a subtelne różnice w zakresie jawności mogą umknąć w trybach machiny legislacyjnej”.
Takie stanowisko zyskało na popularności wśród organizacji pozarządowych i części środowiska akademickiego, które dostrzegają ryzyko politycznego rozbrojenia rzeczywistej siły unijnej dyrektywy poprzez wcześniejsze, ograniczone inicjatywy.
Czasu coraz mniej
Polska ma nieco ponad rok na pełne wdrożenie unijnego prawa. Projekt posła Zembaczyńskiego, mimo że nie jest tożsamym rozwiązaniem, może paradoksalnie przyspieszyć proces legislacyjny – szczególnie jeśli zdobędzie poparcie w rządzie i parlamencie. Pojawiają się głosy, że „w optymistycznym wariancie jawność zarobków w ofertach mogłaby wejść w życie jeszcze w tym roku”.
Jednak optymizm ten nie zawsze idzie w parze z determinacją legislacyjną. Obawy dotyczące oporu pracodawców, potencjalnego rozmywania przepisów oraz braku konsekwencji w egzekwowaniu nowych obowiązków mogą sprawić, że rzeczywista zmiana będzie bardziej symboliczna niż praktyczna.
Wnioski: więcej niż jedno dno
Choć pozornie mamy do czynienia z postępem, rzeczywistość pozostaje bardziej skomplikowana. Częściowa jawność może poprawić sytuację na rynku pracy, ale jej ograniczenia i potencjalne wykorzystanie w celach politycznych każą zachować ostrożność w ocenie. Zmiany mogą okazać się pierwszym krokiem w stronę rzeczywistej przejrzystości lub... wygodnym alibi dla tych, którzy jawności wynagrodzeń się obawiają.
Ostateczna ocena zależeć będzie od sposobu, w jaki Polska zdecyduje się ostatecznie wdrożyć dyrektywę unijną. Do końca 2026 roku pozostało coraz mniej czasu – a każda decyzja podjęta dziś może mieć kluczowe znaczenie dla jakości zatrudnienia jutro.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.