Początki samolotu Piper J-3 Cub, czyli bohatera tego tekstu sięgają 1946 roku. Wówczas ta zabytkowa maszyna została wyprodukowana w Stanach Zjednoczonych. Chociaż Piper uległ wypadkowi, był spisany na straty i połamany błąkał się po różnych hangarach, to dziś jest w pełni sprawny, a co więcej lata po piotrkowskim niebie. Wszystko za sprawą dwóch przyjaciół, pasjonatów lotnictwa, których życie zaprowadziło właśnie do naszego miasta.
Dwóch przyjaciół i miłość do lotnictwa
Pan Sylwester Szewczyk jest pilotem i instruktorem. Swój pierwszy model samolotu złożył w Otwocku, gdzie w latach 50. ubiegłego wieku jako chłopiec uczęszczał do szkoły modelarskiej.
- Dostałem do zbudowania model swobodnie latający „Świerszczyk”, którego zrobiłem ponoć bardzo dobrze. Puszczaliśmy je na boisku szkolnym Szkoły Podstawowej numer 5 w Świdrze i w nagrodę dostałem kolejny, trochę bardziej zaawansowany, czyli „Jaskółkę”, którą też ponoć ładnie zrobiłem, więc kolejną nagrodą był model silnikowy do zrobienia – wspomina pan Sylwester.
Z kolei pan Lech Koska to mechanik pokładowy i specjalista od awioniki. Jego tata od 1949 roku pracował w Polskich Liniach Lotniczych LOT jako mechanik, a sam Lech urodził się na lotnisku. Właśnie tam mieścił się ich rodzinny dom.
- Moją piaskownicą było lotnisko. Zawsze z rana biegłem do taty do pracy i tam były moje zabawki – opowiada pan Lech.
Poznali się jako nastolatkowe, w szkółce PLL LOT w Warszawie i od tamtej pory życie przeplatało ich ścieżki wielokrotnie. Uczęszczali do technikum elektronicznego również w stolicy, a później pracowali w PLL LOT – pan Leszek na warsztacie przyrządów pokładowych, a pan Sylwester w hangarze przy samolotach. Drugi z nich, jako 21-latek dostał się na kurs szybowcowy w 1975 roku w Aeroklubie Warszawskim na Gocławiu. Po likwidacji placówki zaledwie dwa lata później trafił do Piotrkowa i został do dzisiaj. To tutaj pan Sylwester skończył szkolenie samolotowe zawodowe i zdobył kwalifikacje pilota. Na pilota liniowego zaczął szkolić się w PLL LOT w 1987 roku. To właśnie pod szyldem tego przewoźnika spędził ponad 30 000 godzin w powietrzu na różnych statkach m.in. ATR czy Boeing 737. Od lat 90. jest instruktorem samolotowym i wyszkolił wielu ludzi.
- Moi uczniowie latają po całym świecie – przyznaje pan Sylwester.
Pan Lech zaś latał do 1991 roku, dopóki w PLL LOT obsługiwane były jeszcze rosyjskie samoloty, na które miał licencje. W międzyczasie był szefem szkolenia personelu technicznego, ale z tęsknoty za lataniem przeszedł do firmy, która eksploatowała samoloty transportowe. Tam pełnił funkcję mechanika pokładowego, był szefem technicznym i specjalistą od czarnych skrzynek czy awioniki. Wówczas życie trochę rozdzieliło dwóch przyjaciół – latali po całym świecie, aż do emerytury.
Sylwester Szewczyk (po lewej) i Lech Koska (po prawej)
Niechciane dziecko
Po latach połączyła ich pomoc koledze, którego samolot uległ wypadkowi. Maszyna pół dekady stała w hangarze i nikt nie chciał podjąć się naprawy. Dwóch przyjaciół, chociaż obaj już na emeryturze, chętnie pomogli i nie zaprzestali działalności w lotnictwie.
- Bez tego jest trudno żyć – przyznaje pan Sylwester.
Pan Lech i pan Sylwester nie wiedzieli, że to przedsięwzięcie przyniesie im wspólny cel na kolejne lata. To właśnie wtedy w hangarze kolegi ich oczom ukazał się Piper J-3 Cub.
- Udało nam się pomóc, Leszek całą elektronikę prawie od podstaw zrobił… I ten samolocik stał tam w kącie. Połamany, przykryty… Marzyliśmy, żeby był nasz – wspomina pan Sylwester.
Było to w 2019 roku. I chociaż z początku właściciel nie wyrażał chęci sprzedaży, to z czasem udało się kupić zabytkowy samolot. W ten sposób niespełna 70-letni panowie przystąpili do długiej naprawy Pipera J-3 Cub.
- Plątał się po kątach różnych hangarów jak niechciane dziecko… W końcu my zlitowaliśmy się nad nim – opowiada pan Lech.
A było nad czym pracować. Samolot ten uległ wypadkowi, był uszkodzony i połamany w transporcie. Przyjaciele zaś chcieli przywrócić go do stanu świetności, przykuwając uwagę do najmniejszych szczegółów i ściągając z Ameryki oryginalne części.
Pierwsze spotkanie z Piperem J-3 Cub
Piper dla rozwoju lotnictwa
Historia samolotów Piper sięga przełomu lat 20. i 30. ubiegłego wieku, kiedy w Stanach Zjednoczonych wzrosło zapotrzebowanie na maszyny proste w budowie, łatwe w pilotażu i tanie w eksploatacji. W tym czasie powstało wiele małych wytwórni, a wśród nich znalazła się ta braci Gilberta i Gordona Taylorów, którzy zaprojektowali samolot E-2 Chummy. To właśnie ta maszyna jest swego rodzaju praojcem dla Pipera. Wytwórnia Taylorów była na skraju bankructwa i została wykupiona przez przemysłowca Wiliama T. Pipera, a konstrukcja ich samolotu skorygowana przez inżyniera Waltera C. Jamonueau. Nowy statek powietrzny pod nazwą Piper J-2 Cub sprzedano w ilości 1200 egzemplarzy. Jego następca zaś, Piper J-3 został hitem sprzedaży i podstawowym sprzętem szkoleniowym pilotów.
- Tak jak kiedyś, żeby zmotoryzować Polskę, powstał Fiat 126p, tak w Stanach dla rozwoju lotnictwa chyba Piper ma największe zasługi – tłumaczy pan Lech.
Co ciekawe, Piper Cub ma też swoją historię w Polsce. W 1946 roku Ministerstwo Komunikacji zakupiło 142 samoloty, które zostały wyremontowane i stały się podstawowym sprzętem do szkolenia młodych pilotów. W 1951 r. 14 z nich zostało przerobionych na samoloty sanitarne i działały do 1955 roku. Kolejnych 14 przerobiono na rolnicze, montując zbiornik na proszek owadobójczy w miejscu drugiego fotela. Większość Piperów działających w Polsce zostało w czasie PRL-u zniszczonych w ramach „pseudo” standaryzacji, pozbywania się tego, co amerykańskie.
Piper J-3 Cub w Polsce
Ze Stanów, przez Litwę do Polski
Bohater tego tekstu powstał dokładnie 23 stycznia 1946 roku w zakładach Piper Aircraft Corp. w Stanach Zjednoczonych. Wiele lat służył w szkółce lotniczej do szkolenia podstawowego pilotów. W 1961 roku został sprzedany osobie prywatnej i należał do jednej rodziny. W 2009 roku uległ wypadkowi, a właściciel był już w zaawansowanym wieku.
- W Zachodniej Wirginii podczas podejścia do lądowania pilot został oślepiony przez zachodzące słońce i uderzył mocno podwoziem o ziemię. Próbował odejść na „drugi krąg”, ale prędkość była za mała i uderzył w drzewo. Zniszczone zostało podwozie, uszkodzeniu uległ silnik i śmigło, a także kratownica i poszycie kadłuba. Pilotowi nic się nie stało - opowiada pan Lech.
Uszkodzony samolot przejęła firma ubezpieczeniowa i w 2010 roku został zlicytowany. W ten sposób w 2011 roku trafił na Litwę, a stamtąd w 2013 r. do Polski, gdzie miał dwóch właścicieli, którym jednak nie udało się go naprawić po wypadku. Wszystko zmieniło się w 2019 roku, kiedy Piper trafił w ręce pana Sylwestra i pana Lecha. Przywrócenie mu świetności zajęło prawie 6 lat.
„To w sumie wielkie hobby”
Przyjaciele postawili sobie za cel, aby naprawić Pipera z dbałością o szczegóły, z wykorzystaniem oryginalnych części.
- My go odebraliśmy rozmontowanego doszczętnie. Nie dość, że był uszkodzony to jeszcze „rozebrany”, przewieziony na bagażniku, jak klocki. Leszek przeglądał katalogi w poszukiwaniu części. Pomagał nam w tym też kolega mieszkający w Ameryce. Kompletowanie i dostawa części trwały długo, ale my się cieszyliśmy jak dzieci, kiedy nam coś dostarczano, że jesteśmy krok bliżej – opowiada pan Sylwester.
Piper J-3 Cub przed opłótnieniem
Nie wszystko też mogli zrobić sami. Samolot musiał trafić w ręce fachowców do Krosna oraz Mielca, gdzie naprawiali, np. kratownicę, czyli konstrukcję kadłuba.
- Problem przy rekonstrukcji był taki, żeby znaleźć fachowców, którzy się znają na tych starych mechanizmach i mają doświadczenie przy odtwarzaniu takich rzeczy. Tu nie chodzi o to, żeby zespawać rurkę – to musi być odpowiednia technika i materiał, muszą być odpowiednie montażowe konstrukcje, uprawnienia i licencje do wykonania konkretnej czynności – tłumaczy pan Lech.
Samolot przywieźli do Piotrkowa i rozpoczęli składanie, które trwało prawie dwa lata. W procesie naprawy wykorzystywali stare rysunki techniczne, żeby odtworzyć m.in. mocowanie silnika i oddać każdy detal. Nie było łatwo. Zarówno oryginalnej dokumentacji, jak i części musieli szukać w Stanach Zjednoczonych.
- Przede wszystkim jest to wykonane w systemie nie metrycznym, a calowym. W zasadzie największym problemem było zdobycie tych najmniejszych części – przyznaje pan Lech.
A trochę ich było. Ze względów bezpieczeństwa konieczna była wymiana mocowania na okuciach i śrub.
- Musieliśmy kupić wzornik w Ameryce, żeby śruby dobrze dobrać, kształt gwintu i długość… To wszystko było robione na wzorniku – opowiada pan Sylwester.
Brzmi skomplikowanie, jednak przyjaciele opowiadają o całym procesie z uśmiechem i jak sami przyznają to była przyjemność.
- Cała ta nasza praca, to w sumie wielkie hobby – mówi pan Lech.
Pan Lech i pan Sylwester w trakcie naprawiania samolotu
Historia zatoczyła koło
Podczas składania samolotu, przyjaciele zastanawiali się też, jak go pomalować. Standardowo Piper J-3 był żółty, a na stateczniku widniał pluszowy miś. Emerytowani pracownicy PLL LOT postanowili jednak odtworzyć malowanie, nawiązując do historii tego samolotu w liniach polskiego przewoźnika. Tym samym po naprawie Piper przybrał srebrno-błękitne barwy i został zarejestrowany pod znakami SP-SANZ. To unikalne oznaczenie pozwalające na identyfikację statku powietrznego, np. podczas komunikacji radiowej. Wyremontowany Piper został odmalowany, jak samolot o numerze rejestracyjnym SP-ANZ, który latał w latach 50. pod szyldem LOT-u. Powodów tej decyzji było kilka.
- Zbliża się stulecie PLL LOT, które przypadnie w 2029 roku. Poza tym Pipery mają swoją historię w Polsce, która jest chyba trochę zapomniana. My chcemy o tym przypomnieć. Dlatego pomalowaliśmy go tak, jak wyglądały Pipery w PLL LOT. Na stateczniku jest logo LOT-u, znak zakładu remontowego i jest zrobiony 1:1, jak Piper w latach 50. To takie przypomnienie historii tych samolotów w PLL LOT - opowiada pan Lech.
Piper J-3 Cub w barwach LOT-u
Pierwszy lot
Po długim procesie naprawy przyszedł decydujący dzień. 15 maja 2025 r. o 10:58 w Piotrkowie odremontowany Piper wzniósł się w powietrze. Jak można się domyślić, pierwszy lot przyniósł szeroki wachlarz emocji właścicielom.
- Pierwszy lot robiłem w delikatnym napięciu, bo jakieś niespodzianki mogły wystąpić. Samolot długo nie latał, był poskładany, ma swój wiek, więc było wiele niewiadomych. Ale jak już się oderwałem, zrobiłem jedno kółko, drugie… to wtedy napięcie odpuściło i pojawiła się czysta radość – wspomina pan Sylwester.
Piper J-3 Cub w locie
Jak się lata takim samolotem? Jak mówi pan Lech, statek powietrzny, jak człowiek – każdy jest inny. Pipera zaś charakteryzuje prostota i lekkość.
- Ten samolot ma bardzo małą prędkość podejścia i startu, niesie się nad ziemią, bo nie ma klap, które go hamują. Przyziemienie trzeba też robić z wyprzedzeniem – składa się to z podejścia, załamania, wytrzymania. Kiedy biorę go na wytrzymanie, to on się niesie. Nie mogę go na siłę posadzić, bo on odbije – tłumaczy pan Sylwester.
- To samolot z tylnym kółkiem ogonowym, a większość jest z przednim. Tym samym inne jest też sterowanie – dodaje pan Lech.
Ponadto Piper jako niespełna 80-letni statek powietrzny, ze starymi mechanizmami wymaga troski i czasu. To jednak dla przyjaciół żaden problem, a oni zadbają, by posłużył jeszcze długo.
- Ten samolot wymaga, żeby do niego przyjść, zdjąć maskę i zajrzeć, co zajmuje trochę czasu. To nie jest jak w nowych statkach, że w chwilę maska jest zdjęta – trzeba powyciągać agrafki i z 5 minut robi się np. pół godziny. Silnik też mamy ten najprostszy, który nie ma filtrów i co 25 godzin musimy wymieniać olej. Dla porównania, w innych samolotach jest to co 50-100 godzin. Ale właśnie to dbanie, to jest dla nas wielka radość – mówi pan Sylwester.
Wystąpi podczas FLY FEST 2025
Przygotowania do każdego przelotu to swego rodzaju rytuał. Jak mówią przyjaciele, Pipera wyróżnia prostota, co można dobrze zobaczyć np. właśnie podczas startu.
- Ten samolot nie ma rozrusznika. Żeby go uruchomić, trzeba śmigło obrócić ręcznie. Nie ma prądu, to pospawane rurki, przykryte płótnem, zamontowany silnik i dwóch ludzi w środku – stwierdza pan Sylwester.
Dziś Piper J-3 Cub niesie się po piotrkowskim niebie, a chętni będą mieli okazję zobaczyć go z bliska. Wyremontowany samolot reprezentuje kawałek lotniczej historii, także tej polskiej w barwach PLL LOT, a przyjaciele chcą przybliżyć ją innym.
- Chcemy go zaprezentować całej Polsce lotniczej – podsumowuje pan Lech.
Piper J-3 Cub znalazł się bowiem na liście statków powietrznych, które będzie można zobaczyć podczas tegorocznej edycji pokazów FLY FEST w Piotrkowie. Wydarzenie odbędzie się 5 i 6 lipca na piotrkowskim lotnisku.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.